Czym zrównoważyć nadmierne narzucanie woli przez jednych innym co w dodatku zbytnio temu ulegają, aby nasz kraj nie zaczął dryfować do strefy wielkich wirów? Powiedzmy otwarcie, że narzucający wolę przestaje być naszym partnerem czy przyjacielem, a można w nim w pewnym sensie dopatrywać się nawet wrogości.
Rzeczywiste ograniczenie swobody wyborczej, czy to przez system, czy przez nachalną propagandę jest też narzucaniem woli z całą konsekwencją
dla ulegającego temu społeczeństwa.Gdy potem cokolwiek nam się nie podoba, to tak czy inaczej nie byliśmy w stanie odepchnąć na bok narzucających się nam ze swoją wolą "karierowiczów", aby wybrać ludzi bardziej skromnych, dlaczego?
Po odpowiedzi, ze system na to nie pozwala co jest prawdą, to chyba kiedyś jednak trzeba spowodować korektę tego systemu, ale w jaki sposób to osiągnąć? Jedyne logiczne działanie, to przynajmniej raz nie pójść do urn i zmusić władze do przeprowadzenia referendum z pytaniami w jakim zakresie dokonać niezbędnych zmian systemu? Takie proste , że aż wręcz zupełnie niemożliwe? Zatem poszukajmy odpowiedniego kompromisu?
Chodzi o to , aby po wyborach wybrani przedstawiciele słuchali się społeczeństwa. Obowiązkiem posłów jest utrzymywanie kontaktu z wyborcami a już pisałem we wcześniejszych artykułach , że takich spotkań w ternie prawie nie ma i nikt o to zbyt mocno nie zabiega i to też jest nasz błąd. W tej chwili rodzą się niezależne media społeczne a tylko jest kwestią czasu kiedy staną się powszechne i za kilka lat żaden kandydat unikający spotkań z wyborcami nie będzie miał szans na żaden mandat a inni w to miejsce wybrani odpowiedni społecznicy może sami zechcą dokonać korekty systemu?
Pisząc ten felieton nie myślę nim odmienić wielkiej polityki, ta przez jakiś czas jeszcze będzie dryfować bez istotnych zmian, bo żadnego wieloletniego trendu nie odwraca się tak, jak to skręca się lub zawraca samochodem. Chciałbym jednak wskazać drogę, jaką można do tego dojść i po co?
Na tzw. głębokiej prowincji matki wychowujące niepełnosprawne dzieci przy wsparciu miejscowego społecznika zorganizowały spotkanie integracyjne, potem choinkę w swoim gronie. Niby tak niewiele, a radość dzieci była ogromna, którzy poczuli potrzebę życia i odczuli większą silę do niego. Obecnie grupa myśli o zaproszeniu do siebie matek samotnie wychowujących dzieci, których obecnie jest coraz więcej z uwagi na kryzysy małżeńskie wielu rodzin.
Co chcę powiedzieć, poszukując kompromisów społecznych? Uważam , że ich miejsce powstawania jest na samym dole, w lokalnych społecznościach i dopiero cały ogólnokrajowy ruch należy użyć do wpływu na wybór władz szczebla centralnego, w taki sposób , aby tam dostawali się ludzie co będą ustanawiać takie relacje społeczne gdzie nikt nie zostaje w Polsce wykluczony , odrzucony, bez wsparcia duchowego bądź finansowego czy rzeczowego do godnego przeżycia każdej rodziny a to zależy przecież od tego , kogo też my wybieramy? (dalej...czytaj wiersz "...a co ja mogę?").